Wbiegliśmy do
budynku omal się nie zabijając.
- Gdzie leży Wiesława Pychocka – starałam się powstrzymywać od płaczu, ale co raz więcej łez wzbierało na moje oczy
- Sala 203, II piętro
- Dziękujemy – pobiegliśmy na drugie Pietro i zaczęliśmy szukac Sali – Kurwa, gdzie jest ta pieprzona sala ?!
- Magda tutaj – Lou pokazał na drzwi, a ja nawet nie pukając wpadłam do Sali. Babcia leżała podłączona masą rurek do jakiś urządzeń, znów zaczęłam płakać, głupia ja !
- Babciu… - podeszłam do staruszki, lekko otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie
- Ptaszyno jesteś, Sara jest z Tobą ? – przyjaciółka podeszła i złapała kobietę za rękę
- Jestem, wszyscy jesteśmy, Niall i Lou także
- O jak miło – słychać było jej płytki oddech
- Babciu jak to się stało ? – czułam w moich ustach już słony posmak łez, nie próbowałam już ich powstrzymywać, swobodnie leciały na moją sukienkę
- Szłam wieczorem do sklepu, już nie pamiętam po co i przechodziłam przez ulicę, gdy nagle jakiś wariat nie zdążył się zatrzymać i… no stało się co się stało. – Sara wybuchnęła płaczem i wtuliła się w Louisa
- Louis zabierz ją stąd.
- Nie, chcę tu zostać ! – dziewczyna wyrwała się z objęć szatyna i usiadła na stołku
- Maleńka, jak będziesz tutaj siedzieć i płakać, nie wpłynie to dobrze na maleństwo, a wręcz przeciwnie – Lou podszedł do Sary i cmoknął ją w czubek głowy. Jejciuuu, jak oni słodko wyglądają razem, pasują do siebie.
- Jakie maleństwo ? – wszyscy odwrócili się w stronę babci, mój wzrok przenosił się z kobiety na Sarę
- Ja… ja jestem w ciąży – Sara spuściła głowę i znów zaczęla płakać – Babciu, przepraszam strasznie, ale… tak wyszło no.
- A kogo to dziecko ? – babcia była nad wyraz spokojna aż mnie to dziwiło
- Moje dziecko, to ja jestem ojcem. Biorę winę na siebie, z całej grupy jestem najstarszy, a zachowałem się szczeniacko – Louis wziął całą winę na siebie, już wiadomo czemu Sara tak za nim szalała i szaleje nadal, chyba. Nie wiem, odkąd zaczęła się spotykać z Louisem nie mamy czasu dla siebie
- Chłopcze, to nie Twoja wina – kobieta uśmiechnęła się i gestem pokazała by Louis do niej podszedł – Ja Izę - mamę Madzi, urodziłam jak miałam 16 lat, więc wiem jak to jest w waszym przypadku. Najważniejsze byście kochali siebie nawzajem i szanowali, to… to… - nagle urządzenia zaczęły piszczeć, a do Sali wpadli lekarze.
- Proszę wyjść i poczekać przed salą – pielęgniarka zaczęła nas wyprowadzać
- Nie, ja nigdzie nie idę ! Zostawcie mnie ! – wyrywałam się jak głupia, nie mogłam znieść myśli, że moja babcia odejdzie, przecież tyle jeszcze miałam jej do opowiedzenia, pielęgniarka nie dawała sobie ze mną rady, więc do akcji musieli wkroczyć Niall z Louisem i wynieśli mnie z Sali.
- Ja chce tam wrócić !
- Nie, kochanie nie słyszałaś lekarzy, a nawet to Twoja histeria nie pomoże. – wtuliłam się w Horana i powoli dochodziłam do siebie, gdy nagle z Sali wyszedł lekarz
- I co z nią ? – czułam, że znów mi słabo, lekarz nic się nie odzywał – Czy może mi pan do jasnej cholery powiedzieć, czy moja babcia żyje ?!
- Przykro mi, dostała wylewu nie mogła tego przeżyć, bo jej organizm był za słaby – patrzyłam na lekarza z niedowierzaniem, oczy zaczęły mnie szczypać, upadłam na kolana i schowałam twarz w dłonie.
- Nie… nie to jest jakiś głupi sen ! – poczułam jak ktoś mnie przytula, spojrzałam na osobę to była Sara, także cała zapłakana
- Damy radę słońce, masz nas nie zapominaj, a my nie damy Ci znów wpaść w depresję.
- Dziękuję, kocham was – odwzajemniłam uścisk przyjaciółki, a po chwili czułam jak otulają mnie także ramiona Nialla i Louisa
- My Ciebie też kochamy – nie mogłam uwierzyć, że mam przy sobie tak wspaniałych ludzi są dla mnie podporą
- Ja… muszę zadzwonić do mamy – oswobodziłam się grupowego miśka i wyszłam przed szpital, wykręciłam numer do mamy, a ona po paru sygnałach odebrała.
- Magda, ty jeszcze żyjesz ?! Myślałam, że Cię tam zjedli – usłyszałam radosny głos mojej rodzicielki w słuchawce
- Mamo, ja… muszę Ci coś przekazać
- Mam nadzieję, że nie jesteś w ciąży
- Nie, ale… albo to ci później opowiem, ale… babcia… - zaczynałam znów dlawić się lzami
- Co babcia ? Magda, mów mi natychmiast !
- Babcia nie zyje !
- Co ?! – kobiecie załamał się głos – Jak to nie żyje ?
- Jak była na jakimś zlocie w Londynie, potrącił ją samochód i miała wylew, a że jej organizm był słaby nie przeżyła
- Jezus Maryja, dzisiaj kupujemy bilety a jutro jesteśmy już w Irlandii, przyjdziesz po mnie i Tomka na lotnisko ?
- Oczywiście, do zobaczenia mamo.
- Pa Skarbie, do jutra – rozłączyłam się i znów wybuchłam płaczem, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za policzki, Niall spojrzał się na mnie i musnął lekko moje usta – Jutro moi rodzice przyjadą.
- No to super, ale jak Twoja mama jest taka jak ty, to na samym początku się przeżegnam – zaśmiałam się – Lubię jak się śmiejesz, w oczach pojawiają Ci się wtedy takie iskierki – uśmiechnęłam się promiennie i przytuliłam do chłopaka
- Dobra, gołąbki chodźcie
- Właśnie, bo Twoi rodzice czekają – szybko wstałam i łapiąc za rękę blondyna poszłam do samochodu.
- Gdzie leży Wiesława Pychocka – starałam się powstrzymywać od płaczu, ale co raz więcej łez wzbierało na moje oczy
- Sala 203, II piętro
- Dziękujemy – pobiegliśmy na drugie Pietro i zaczęliśmy szukac Sali – Kurwa, gdzie jest ta pieprzona sala ?!
- Magda tutaj – Lou pokazał na drzwi, a ja nawet nie pukając wpadłam do Sali. Babcia leżała podłączona masą rurek do jakiś urządzeń, znów zaczęłam płakać, głupia ja !
- Babciu… - podeszłam do staruszki, lekko otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie
- Ptaszyno jesteś, Sara jest z Tobą ? – przyjaciółka podeszła i złapała kobietę za rękę
- Jestem, wszyscy jesteśmy, Niall i Lou także
- O jak miło – słychać było jej płytki oddech
- Babciu jak to się stało ? – czułam w moich ustach już słony posmak łez, nie próbowałam już ich powstrzymywać, swobodnie leciały na moją sukienkę
- Szłam wieczorem do sklepu, już nie pamiętam po co i przechodziłam przez ulicę, gdy nagle jakiś wariat nie zdążył się zatrzymać i… no stało się co się stało. – Sara wybuchnęła płaczem i wtuliła się w Louisa
- Louis zabierz ją stąd.
- Nie, chcę tu zostać ! – dziewczyna wyrwała się z objęć szatyna i usiadła na stołku
- Maleńka, jak będziesz tutaj siedzieć i płakać, nie wpłynie to dobrze na maleństwo, a wręcz przeciwnie – Lou podszedł do Sary i cmoknął ją w czubek głowy. Jejciuuu, jak oni słodko wyglądają razem, pasują do siebie.
- Jakie maleństwo ? – wszyscy odwrócili się w stronę babci, mój wzrok przenosił się z kobiety na Sarę
- Ja… ja jestem w ciąży – Sara spuściła głowę i znów zaczęla płakać – Babciu, przepraszam strasznie, ale… tak wyszło no.
- A kogo to dziecko ? – babcia była nad wyraz spokojna aż mnie to dziwiło
- Moje dziecko, to ja jestem ojcem. Biorę winę na siebie, z całej grupy jestem najstarszy, a zachowałem się szczeniacko – Louis wziął całą winę na siebie, już wiadomo czemu Sara tak za nim szalała i szaleje nadal, chyba. Nie wiem, odkąd zaczęła się spotykać z Louisem nie mamy czasu dla siebie
- Chłopcze, to nie Twoja wina – kobieta uśmiechnęła się i gestem pokazała by Louis do niej podszedł – Ja Izę - mamę Madzi, urodziłam jak miałam 16 lat, więc wiem jak to jest w waszym przypadku. Najważniejsze byście kochali siebie nawzajem i szanowali, to… to… - nagle urządzenia zaczęły piszczeć, a do Sali wpadli lekarze.
- Proszę wyjść i poczekać przed salą – pielęgniarka zaczęła nas wyprowadzać
- Nie, ja nigdzie nie idę ! Zostawcie mnie ! – wyrywałam się jak głupia, nie mogłam znieść myśli, że moja babcia odejdzie, przecież tyle jeszcze miałam jej do opowiedzenia, pielęgniarka nie dawała sobie ze mną rady, więc do akcji musieli wkroczyć Niall z Louisem i wynieśli mnie z Sali.
- Ja chce tam wrócić !
- Nie, kochanie nie słyszałaś lekarzy, a nawet to Twoja histeria nie pomoże. – wtuliłam się w Horana i powoli dochodziłam do siebie, gdy nagle z Sali wyszedł lekarz
- I co z nią ? – czułam, że znów mi słabo, lekarz nic się nie odzywał – Czy może mi pan do jasnej cholery powiedzieć, czy moja babcia żyje ?!
- Przykro mi, dostała wylewu nie mogła tego przeżyć, bo jej organizm był za słaby – patrzyłam na lekarza z niedowierzaniem, oczy zaczęły mnie szczypać, upadłam na kolana i schowałam twarz w dłonie.
- Nie… nie to jest jakiś głupi sen ! – poczułam jak ktoś mnie przytula, spojrzałam na osobę to była Sara, także cała zapłakana
- Damy radę słońce, masz nas nie zapominaj, a my nie damy Ci znów wpaść w depresję.
- Dziękuję, kocham was – odwzajemniłam uścisk przyjaciółki, a po chwili czułam jak otulają mnie także ramiona Nialla i Louisa
- My Ciebie też kochamy – nie mogłam uwierzyć, że mam przy sobie tak wspaniałych ludzi są dla mnie podporą
- Ja… muszę zadzwonić do mamy – oswobodziłam się grupowego miśka i wyszłam przed szpital, wykręciłam numer do mamy, a ona po paru sygnałach odebrała.
- Magda, ty jeszcze żyjesz ?! Myślałam, że Cię tam zjedli – usłyszałam radosny głos mojej rodzicielki w słuchawce
- Mamo, ja… muszę Ci coś przekazać
- Mam nadzieję, że nie jesteś w ciąży
- Nie, ale… albo to ci później opowiem, ale… babcia… - zaczynałam znów dlawić się lzami
- Co babcia ? Magda, mów mi natychmiast !
- Babcia nie zyje !
- Co ?! – kobiecie załamał się głos – Jak to nie żyje ?
- Jak była na jakimś zlocie w Londynie, potrącił ją samochód i miała wylew, a że jej organizm był słaby nie przeżyła
- Jezus Maryja, dzisiaj kupujemy bilety a jutro jesteśmy już w Irlandii, przyjdziesz po mnie i Tomka na lotnisko ?
- Oczywiście, do zobaczenia mamo.
- Pa Skarbie, do jutra – rozłączyłam się i znów wybuchłam płaczem, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za policzki, Niall spojrzał się na mnie i musnął lekko moje usta – Jutro moi rodzice przyjadą.
- No to super, ale jak Twoja mama jest taka jak ty, to na samym początku się przeżegnam – zaśmiałam się – Lubię jak się śmiejesz, w oczach pojawiają Ci się wtedy takie iskierki – uśmiechnęłam się promiennie i przytuliłam do chłopaka
- Dobra, gołąbki chodźcie
- Właśnie, bo Twoi rodzice czekają – szybko wstałam i łapiąc za rękę blondyna poszłam do samochodu.
jaki ty masz talent *0*
OdpowiedzUsuńBłagam dodawaj następne rozdziały ! ;3
kurde. Fajnie piszesz. kurde ,noo. musiałaś tak zrobić? Przez Ciebie płaczę. mam nadzieję, że następne będą weselsze.
OdpowiedzUsuń